Początkowo dowiedziałam się, że Anabell absolutnie nie jest na sprzedaż, ale ponieważ grono koźlątek powiększyło się w owej hodowli jeszcze bardziej – w czerwcu malutka Bambisia – jak ją nazwał Antoś zamieszkała z nami i to wraz ze swoją mamą, Aną.
To był strzał w dziesiątkę! Taka modna jest obecnie alpakoterapia, a nikt nie pamięta o kozach! Pokłady pozytywnych emocji jakie wyzwalają „moje dziewczyny”, jak je tu wszyscy nazywają – są dla mnie cudem!
Nigdy nie przypuszczałam, że przy stajence lub pastwisku moich kózek mogą się spotkać zwaśnieni sąsiedzi i usłyszę „Ty Marian, a widziałeś jak ta mała śmiesznie ogonkiem macha?”, a Zdzichu odpowie „To jeszcze nic – ta stara (gdyby Ana to usłyszała byłby foch!) bez rogów, a jak psa pogoniła gdy marchewkę podkradał!”.
Meg z Jodie i Secret prowadzą nieustanną wojnę podjazdową z kozami o marchewki: Megusia wykazuję się przy tym brzydką cechą, że nie dzieli się z kozami, a kozy wyjątkowo honorową postawą, że nie dotkną niczego co pies miał w pysku… Tak więc wszędzie są u nas porozrzucane marchewki, bo pies nie zje więcej niż dwie dziennie, a chce wszystkie zabrać kozom.
Ana popadła wręcz w obsesję i każdy podawany jej przysmak obwąchuje przez 10 sekund – czy aby wcześniej nie został oblizany przez psa.
Gdy przywoziliśmy kozy bardzo sumiennie przestrzegaliśmy zaleceń hodowczyni – „treściwe dwa razy dziennie po garści, koza musi być chuda”. Niestety życzliwość sąsiadów troszkę poluzowała nasze zasady. Gdy Ana donośnym meczeniem dała już znać po tygodniu wszystkim w okolicy, że mamy kozy i odebraliśmy telefony informujące nas „że u nas coś meczy” i potwierdziliśmy i przyjęliśmy do wiadomości, że to rzeczywiście u nas i że jak meczy to koza, wtedy okoliczni sąsiedzi doszli jednogłośnie do wniosku „Jak meczy to głodne”…
Efektem są wozy drabiniaste podstawiane pod bramę Mareeby pełne haraczu dla głodnej Any. Sąsiedzi dostosowali się też do upodobań kulinarnych naszej mądrej kozy i jak czegoś nie lubi następnym razem pojawia się nowy przysmak…
Wywołuje to czasem napięcia sąsiedzkie w stylu „a botwinki od Majchrzakowej kózka nie ruszyła, pewnie Majchrzakowa pryskała” jednak podczas głaskania i przyglądania się harcom Bambi wszystko wraca do normy…
Na wiosnę planujemy powiększyć nasze stadko. Są to zwierzęta dające tyle radości ( nie mówiąc już o mleku i serach 🙂 ), że każdy wysiłek włożony w ich chów jest tego wart.